czwartek, 1 lutego 2018

Deportacje do ZSRR

Według spisu powszechnego sporządzonego w maju 1939 roku, w Mikulczycach zamieszkiwało 20260 osób. Ciężko powiedzieć jak dokładnie wyglądała struktura narodowościowa mieszkańców. Biorąc pod uwagę wynik Plebiscytu Górnośląskiego - na 7790 głosów, aż 5691 oponowało za przyłączeniem gminy do Rzeczpospolitej - można stwierdzić, że w Mikulczycach dominował żywioł polski. Mimo tego faktu miejscowość pozostawała integralną częścią państwa niemieckiego i tak też była traktowana przez oswobodzicieli. Armia Czerwona wkroczyła do Mikulczyc 25 stycznia 1945r, a wraz z jej przybyciem zagościły w miejscowości zabójstwa, gwałty i terror. Akcja deportacyjna została starannie zaplanowana. Już z początkiem lutego zaczęły pojawiać się obwieszczenia, wzywające wszystkich mężczyzn w wieku produkcyjnym do wstawienia się w określonym terminie na miejsce zbiórki. Rzeczywisty powód mobilizacji utrzymywany był w ścisłej tajemnicy. Mieszkańcy byli przeświadczeni, że będą brać udział w pracach porządkowych po przejściu frontu. Polecono im zabrać zapas jedzenia na tydzień, odzież roboczą i koce. Mobilizacja dotyczyła wszystkich mężczyzn w wieku 17-50 lat, choć na wezwanie odpowiedzieli również mężczyźni i chłopcy wykraczający poza te lata. W przypadku niewstawienia się w miejscu zbiórki groziły poważne konsekwencje. Mobilizację wyznaczono w dużym gmachu jednej ze szkół.

wywózka do zsrr
Miejsce mobilizacji - dzisiejszy Zespół Szkół nr 10 przy ul. Chopina

Zbiórka mężczyzn miała miejsce 13 lutego 1945 roku. Po dwóch dniach przetrzymywania w gmachu przeprowadzono wszystkich do punktu etapowego w Gliwicach, gdzie przebywali przez kilkanaście kolejnych dni. Tam też zaczęli poznawać smak prawdziwego wyzwolenia. Dnia 28 lutego opuścili gliwickie koszary i zostali przegnani do punktu zbornego w Pyskowicach. Podczas marszu trwającego cztery godziny byli szczuci i bici. W Pyskowicach -o głodzie i chłodzie- przeczekali następnego dnia. Rankiem 2 marca 1945 roku zostali załadowani do bydlęcych wagonów i wywiezieni w głąb ZSRR. Nieludzkie warunki trwającego ponad dwa tygodnie transportu spowodowały śmierć wielu osób - umieralność była bardzo wysoka a wszytko co najgorsze, miało dopiero nadejść. Warunki w sowieckich obozach pracy były tragiczne. Więźniowie otrzymywali niewystarczające racje żywnościowe, bądź w ogóle nie otrzymywali pożywienia.  Szerzył się skrajny głód i choroby. Wycieńczająca praca ponad ludzkie siły dziesiątkowała osadzonych. Z wywózki powrócili jedynie nieliczni. 

Obraz tragedii deportowanych doskonale odzwierciedla przykład Ludwika Polloka, który przebywał na zesłaniu zaledwie osiem miesięcy. Przez ten krótki okres z silnego mężczyzny w kwiecie wieku, zmienił się w istny wrak człowieka. Ze względu na fatalny stan zdrowia władze obozowe zdecydowały się zwolnić Polloka i przetransportować do radzieckiej strefy okupacyjnej. Podczas przejazdu przez Górny Śląsk, szczęśliwym trafem Ludwik zdołał uciec z transportu. Powrócił do Mikulczyc w październiku 1945 roku. Wówczas ważył zaledwie 34 kilogramy. Skrajnie wycieńczony trafił do  szpitala, jednakże już nigdy nie odzyskał pełni sił.
Ludwik Pollok pochodził z mikulczyckiej rodziny o polskich tradycjach. Trójka jego rodzeństwa brała udział w powstaniach śląskich. On sam od 14 roku życia pracował w kopalni. W 1933 roku wziął ślub z Heleną Sauer. Wydarzenie to zostało uwiecznione na pamiątkowej fotografii, która w pewien sposób symbolizuje skalę deportacji. Spośród 14 mężczyzn znajdujących się na zdjęciu, ośmiu zostało wywiezionych w głąb ZSRR, z czego przeżyło czterech. Losy Polloka są jedynie kroplą w morzu nieszczęścia, jakie spadło na mieszkańców. Z Mikulczyc w 1945 roku wywieziono kilka tysięcy mężczyzn, z których większość nie przeżyła deportacji. Nieszczęśnicy pozostawili po sobie żony, dzieci, całe rodziny - niejednokrotnie pozbawione jakichkolwiek środków do życia.

deportacje do zsrr
Zdjęcie ślubne Ludwika Poloka i Heleny Sauer - Mikulczyce, 1933

Wywiezienie znacznej ilości mieszkańców miało katastrofalny wpływ na życie społeczne i gospodarcze Mikulczyc. Wydobycie w tutejszej kopalni węgla drastycznie spadło. Stan załogi w stosunku do roku 1944 zmniejszył się o 1020 górników i wynosił 1830 osób, z czego 600 stanowili niemieccy jeńcy przetrzymywani w przykopalnianym obozie pracy. Znaczące braki wśród pracowników starano się załatać ludnością napływową, w tym znaczną ilością polskich repatriantów ze wschodu. W tym miejscu warto wspomnieć, że mikulczycki dworzec służył jako punkt przeładunkowy dla przesiedleńców. Stosunki pomiędzy przybyszami a ludnością autochtoniczną w większości przypadków były napięte. Imigranci otrzymywali kwatery w mieszkaniach  miejscowej ludności, nierzadko siłą sami zajmowali co lepsze lokale. Pozbawione męskiej opieki i jakichkolwiek środków do życia - kobiety z dziećmi padały łatwym łupem. Bezpieczeństwo w Mikulczycach drastycznie spadło. Rodziny deportowanych najzwyczajniej cierpiały nędzę. Naczelnik gminy Wincenty Gawlik robił wszytko, co mógł aby pomóc potrzebującym. Gmina w granicach możliwości starała się wypłacać zapomogi umożliwiające egzystencję. Brak dochodów powodował, że coraz więcej osób korzystało z pomocy opieki społecznej. W czerwcu 1946 roku w Mikulczycach z kuchni polowej korzystało ponad 1000 osób. Zaangażowanie Gawlika w pomoc autochtonicznej ludności powodowało otwarty sprzeciw wśród repatriantów. Pozycja naczelnika gminy stawała się coraz bardziej niestabilna. Z pewnością nie pomógł jej fakt dezaprobaty wobec planów Zabrzańskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego. Zarząd ZZPW nalegał na wyrzucenie z zakładowych mieszkań rodzin deportowanych osób, w celu przyznania lokali napływowym pracownikom. Eksmisja miała dotyczyć 349 rodzin z 687 dotkniętych wywózką. W 1947r. zdesperowany burmistrz ustąpił ze stanowiska. 

zabrze dworzec
Punkt etapowo-rozładunkowy dla repatriantów. Dworzec w Mikulczycach, 1946 r.

Pierwsze powroty z deportacji miały miejsce jesienią 1945 roku. Powracały przede wszystkim pojedyncze osoby, głównie uciekinierzy. Liczniejsze powroty rozpoczęły się dopiero w 1946 roku i trwały nieprzerwanie aż do lat '50.  Zwolnionych więźniów transportowano na teren okupowanych Niemiec do obozów przejściowych. Głównym z nich był obóz w Frankfurcie nad Odrą (niem. Heimkehrerlager Gronenfelde). Sam obóz pełnił dla powracających funkcję punktu etapowego. Więźniowie byli poddawani weryfikacji, która decydowała o ich dalszym losie. Pozytywne zweryfikowanie pozwalało na powrót do domu, negatywne wiązało się ze skierowaniem do innych obozów na terenie radzieckiej strefy okupacyjnej - późniejszych DDR'ów. Wielu nieszczęśników wycieńczonych katorżniczą pracą umierało podczas kilkutygodniowego transportu. Ich ostatnie miejsce spoczynku znajduje się na Cmentarzu Głównym we Frankfurcie n/O (niem. Hauptfriedhof Frankfurt - Oder). Ci Mężczyźni, którym udało się przetrwać piekło sowieckich obozów, zazwyczaj byli skrajnie wyniszczeni. Nie nadawali się do dalszej pracy. Wielu z nich przez resztę życia utrzymywało się z niewielkich rent inwalidzkich.

Z biegiem lat zmieniła się struktura społeczna Śląska, zmieniły się czasy, a sam temat Tragedii Górnośląskiej nie istnieje w dzisiejszej przestrzeni. Obszar obecnego Zabrza najbardziej ucierpiał wskutek sowieckich deportacji, dosłownie zakrawających o ludobójstwo. Liczba wywiezionych z Mikulczyc i innych dzielnic miasta łącznie oscyluje w granicach kilkunastu tysięcy. Doliczając to tej liczby członków rodzin osób wywiezionych - prześladowanych i cierpiących nędzę, liczba poszkodowanych wzrośnie do kilkudziesięciu tysięcy. Ciężko zrozumieć, z jakiej przyczyny do dziś nie zdołano godnie upamiętnić ofiar, tej bezapelacyjnie największej tragedii w dziejach miasta.

__________________________________________
Wywózka...,  praca zbiorowa pod szyldem IPN
Śląska tragedia w Zabrzu..., Zbigniew Gołasz
Biuletyn IPN, nr 6-7, 2004 
dziennikzachodni.pl