niedziela, 5 lipca 2020

Strzelanina pod plebanią

3 marca 1895 r. w wyniku zawału serca zmarł w Mikulczycach proboszcz parafii św. Wawrzyńca ksiądz Franciszek Cieślik, inicjator i budowniczy nowego, neogotyckiego kościoła, sprawujący funkcję miejscowego proboszcza przez 33 lata. Uroczystego pochówku duchownego dokonano na przykościelnym cmentarzu. Nagrobek księdza Cieślika, mimo likwidacji w latach 60 przykościelnej nekropoli, znajduję się po dziś dzień na terenie parafii św. Wawrzyńca  - nieopodal ul. Mariackiej.

franciszek cieślik, ksiądz, zabrze
Akt zgonu księdza Franciszka Cieślika

Po śmierci proboszcza Cieślika administratorem parafii został ksiądz kapelan Widera, którego z kolei 30 marca 1895 r. zastąpił, cieszący się dużym zaufaniem parafian, dotychczasowy wikary ksiądz Stefan Burek. Funkcja administratora parafii była jedynie rozwiązaniem tymczasowym, funkcjonującym do czasu powołania nowego proboszcza. Decyzją władz kościelnych nowym proboszczem parafii św. Wawrzyńca miał zostać ksiądz Ludwik Waindczok ze Starych Tarnowic - co zupełnie nie odpowiadało parafianom, darzących dużą estymą ks. Stefana Burka. Z tego tytułu 18 czerwca 1895 r., w dniu objęcia parafii przez księdza Waindczoka, w Mikulczycach doszło do dantejskich scen. Pod plebanią zgromadził się kilkusetosobowy tłum parafian, psioczący na nowo wybranego plebana. W konsekwencji doszło do przepychanek, w których ucierpiała od kijów i razów gospodyni kościelna niejaka Pani Henning. Zapanować nad tłumem starał się woźny Przybylok, policjant Junst i naczelnik gminy Hentschel. Po licznych nawoływaniach udało się z trudem odeprzeć tłum spod plebani, na teren przykościelnego cmentarza. Tam też rozgoryczeni parafianie zaatakowali gradem kamieni policyjnego żandarma, który rozwścieczony oddał strzały z rewolweru w stronę tłumu. Użycie ostrej amunicji przyniosło efekt i zakończyło zgromadzenie. Aby zapobiec rozprzestrzenieniu zamieszek, do Mikulczyc skierowano dodatkowe siły prewencyjne. W wyniku oddanych strzałów szczęśliwie nikt nie zginął; chałupnik Gralok otrzymał postrzał w lewe udo, a ciskacz Pudło w prawe. Robotnik gorzelniany Nowak został zraniony w policzek, a osiemnastoletnia dziewczyna o nazwisku Słodek, draśnięta została kulą w lewą nogę. Rannych umieszczono w szpitalu Spółki Brackiej w Zabrzu. Nocą dokonano łapanek i aresztowań najgorliwszych manifestantów. W bytomskim areszcie znaleźli się górnicy: Józef Woźnica, Wawrzyniec Cichy, Marcin Cichy oraz dróżnik kolejowy Martin Lampert, ponadto robotnicy Jan Kalus, August Honisz, Jan Szopa, mleczarz Kałuża i mistrz masarski Richard Bade. Wszyscy wymienieni, nie licząc uniewinnionego Szopy, zostali skazani prawomocnymi wyrokami, które oscylowały od dwóch lat do dziewięciu miesięcy bezwzględnego więzienia.

zgromadzenie sióstr miłosierdzia św. karola boromeusza
Wybudowany za czasów posługi księdza Ludwika Waindczoka klasztor zgromadzenia sióstr boromeuszek.


Specyficznie przywitany przez parafian, 54 letni ksiądz Ludwik Waindczok, sprawował posługę w Mikulczycach zaledwie przez osiem lat. Podczas jego urzędowania wybudowano przy ówczesnej Tarnowitzerstrasse budynek klasztorny, do którego 14 stycznia 1897 r. uroczyście wprowadzono pierwsze zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza. Budynek klasztorny, dziś pełniący funkcję świecką, mieści się przy obecnym Placu Kroczka 6. Ksiądz Waindczok objął również patronatem powstały w Mikulczycach związek robotników pod opieką św. Barbary, który dla uświadomienia polsko-narodowego wielce się przysłużył, gdyż ćwiczono tam polskie pieśni i odgrywano sztuki polskie. Mogłoby się więc wydawać, że z czasem relacje pomiędzy proboszczem a parafianami zdołały się polepszyć. Jednakże jak wynika z lokalnej prasy, niechęć oraz mniej lub bardziej uzasadnione pretensje parafian, przez cały czas pełnienia posługi ks. Waindczoka w Mikulczycach nie ustępowały. Proboszcz był odpowiedzialny miedzy innymi za sprzedaż w 1901 r. miastu Bytom, stojącego na wzgórzu kościelnym przy samej plebani, pochodzącego z 1530 r. drewnianego kościoła św. Wawrzyńca - za symboliczną kwotę 500 marek.

parafia świętego wawrzyńca, zabrze
ks. Ludwik Waindczok
W 1902 r. główny zarzut wobec kapłana dotyczył kazań odprawianych w języku niemieckim - szczególnie w pierwsze niedziele miesiąca oraz wszelkie święta kościelne tak jak Wielkanoc, Boże Narodzenie, czy Zielone Świątki. Podczas tych kazań większość parafian, w ramach protestu, ostentacyjnie opuszczała kościół. Lokalna prasa o zabarwieniu katolickim grzmiała, iż niniejsze kazania to celowy przejaw germanizacji wymierzony przeciwko polskojęzycznej ludności. Ksiądz Waindczok zaś prowokacyjnie opowiadał - "Z niemieckiego kazania nie mają parafianie korzyści? Kto po niemiecku się nauczył, ma korzyść na kopalni, hucie i na kolei (...) A wreszcie, czy to prawda, że tu w Mikulczycach tak mało Niemców, aby ich można na palcach jednej ręki policzyć? Są tu nauczyciele, są tu wojskowi z swemi rodzinami, co słowa po polsku nie potrafią".  

Przeciwnicy kontrargumentowali - "Tu nie chodzi o korzyść na kopalni, hucie i na kolei, tylko o prawo ludu polskiego do swojego języka w kościele (...) Dajmy na to, że takich katolików co słowa po polsku nie umieją, jest w parafii 15 lub 20, cóż to znaczy wobec 7600 katolików polskich? I dla tej garstki wywołuje się niezadowolenie tysięcy?" Rok po niniejszej wymianie zdań ks. Waindczok przestał pełnić posługę w Mikulczycach - według oficjalnej wersji z powodu złego stanu zdrowia.  Jego miejsce zajął, przybyły do parafii w 1901 r. jako kapelan, ks. Jan Lebok z Wodzisławia. Ksiądz Lebok objąwszy funkcję proboszcza w Mikulczycach, pełnił ją przez kolejne 22 lata. 


_______________________________________
Śląska Biblioteka Cyfrowa (www.sbc.org.pl)
Z dawnych dziejów Mikulczyc