środa, 3 października 2018

Powstańcze wspomnienia - Jan Bogacz

Metryka urodzenia

Przedwojenny dziennikarz niemiecki, pisujący w bytomskiej Morgenpost kronikę Mikulczyc, raczył kilku tamtejszym rodziną przyznać pochodzenie polskie, sięgające XIII wieku. Wśród nich wymienia Kirsznioków, Błaczszyków, Bogaczów i innych. 

Rodzina moja mocno zasiedziała się w rejonie, z pokolenia na pokolenie przekazując mowę polską i polskie tradycje. Przez małżeństwo rodzina otrzymała przymieszkę krwi czeskiej. Ten pradziad Czech przywędrował do Mikulczyc z Zaolzia.

Gdy byłem jeszcze dzieckiem, matka zaprowadziła mnie do miejsca, gdzie leżały w trawie dwa wielkie, mchem obrosłe kamienie. Tu stał młyn mojego "staroszka" - powiedziała próbując palcem szorstkości kamienia - twojego pradziadka. Wyciągnęła rękę w kierunku dworu. Domyśliłem się, że chodzi o hrabiego Donnersmarcka. Nie spodobało mu się, że młyn stoi blisko dworskich zabudowań. Kazał młyn rozebrać. 

- A dziadek? 

- Staroszek musiał precz. 

Za ten młyn, tytułem odszkodowania, rządca hrabiego "kopnął" pradziadkowi kawałem gruntu w innej stronie wsi, gdzie się Szeligowie pobudowali. I nieraz później słyszałem o wywłaszczeniach, które z krzywdą polskich chłopów zaokrągliły olbrzymie posiadłości Donnersmarcków. W umyśle dziecka skojarzyło się z tym nazwiskiem pojęcie jakiejś okrutnej i złej mocy, przeciw której na próżno powstawałby jeden skrzywdzony. Nie zdziwiło mnie, gdy podczas niedzielnej pogwarki w domu, kolega ojca nazwał kopalnie należące do niemieckiego magnata grobami robotników. Ojciec był rębaczem. Dawał z siebie wszytko, by wychować jedenaścioro dzieci. Zaraz po skończeniu szkoły podstawowej, poszedłem na naukę ślusarki do kopalni Ludwik. Podziwiałem górników i byłem dumny, gdy mnie - wyrostka - dopuszczali do swoich spraw. Strajki i demonstracje, którymi górnicy protestowali przeciw wyzyskowi baronów węglowych i bankierów, przeciw Grenzschutzom i Heimatschutzom nasłanym na Górny Śląsk dna gnębienia ludności polskiej, kończyły się krwawymi represjami i wyrzuceniem z pracy. 

Po jednej z takich masowych redukcji pojawiła się w kopalni nowa partia robotników. Polscy górnicy poznali ich natychmiast. Zarówno wojskowe ruchy jak układne ale wzgardliwe odnoszenie się do załogi zradziły przybyłych. W kopalni zawrzało. Mamy tych przebranych po cywilnemu Grenzschutzów, tych katów dopuścić do załogi? Nigdy. Zaprotestowali. Tak samo postąpiły załogi innych kopalń, do których nasłano przebranych Grenzschutzów. Posypały się kary, nowe wyrzucenia z pracy, szereg przedsiębiorstw przemysłowych zamknięto. Wrzenie rewolucyjne objęło cały Górny Śląsk. Siłą przegnać z polskiej ziemi obcych kapitalistów, siłą przepędzić Grenzschutzów prześladujących polskość!

Dnia 15 sierpnia nie poszedłem do pracy. Wszędzie gdzie okiem rzuciłem horyzont był czysty, wolny od dymów. Wszystkie zakłady pracy stanęły. Wieczorem nadeszła do Mikulczyc wiadomość o krwawym zajściu w Mysłowicach, gdzie od salwy karabinowej padli zabici i ciężko ranni górnicy. Fala oburzenia podniosła cały Górny Śląsk. W nocy z 16 na 17 robotnicze oddziały samorzutnie  ruszyły do walki. 

Byłem zbyt młody, aby móc walczyć w szeregu. Kursowałem jako łącznik. Jakże zazdrościłem tym siedemdziesięciu czterem, którzy z Mikulczyc wyszli na Repty zdobywać koszary w Tarnowskich Górach. Ale nadzieje zawiodły. Jak ciężki cios osobisty przeżyłem następnego dnia wiadomość o rozbiciu oddziału. Niektórym udało się przedrzeć przez granicę, inni musieli się ukrywać. We wszystkich podejrzanych o polskość domach policja szukała broni. Powracający opowiadali, ile wszędzie niemieckiego wojska. Niemcy rzucili przeciw powstańcom prócz regularnej piechoty także artylerię. Podawano sobie z ust do ust, że szybkie przegrupowanie i koncentrację nieprzyjaciela ułatwiły sprzeczne rozkazy powstańczego dowództwa. Mówiono - w co nie chciało się wierzyć - że rząd polski wyraził niezadowolenie z powodu wybuchu powstania i nie zamierza go poprzeć. Powstańcy zajęli w prawdzie szereg miejscowości i w bohaterskim natarciu zdobyli kilka armat, jednak już po tygodniu walki stało się wiadome, że akcja była przegrana. 

Niepowodzenie nie złamało w ludzie śląskim woli oporu. Przeciwnie, ruch rewolucyjny przybrał na sile. Przez ostatnie doświadczenia dojrzałem i spoważniałem, z całą młodzieńczą wiarą oddałem się ruchowi. Wybuch II Powstania zastał mnie już z bronią w ręku. Zaczęło się od rozbrajania policji w Mikulczycach i okolicy. U Bogaczów, podobnie jak w kilku innych domach, znajdowała się ukryta broń, którą udało się przechować do III Powstania. II Powstanie, mimo, iż lepiej przygotowane niż poprzednie, nie spełniło nadziei ludu. Powstańcy nie zdawali sobie sprawy, że ruch był od początku sparaliżowany przez sieć międzynarodowych intryg. W tych warunkach musieli się zadowolić częściowym sukcesem; usunięciem z Górnego Śląska znienawidzonej przez ludność tzw. zielonej policji albo inaczej sicherki i nasłanych z głębi Rzeszy specjalnych organizacji szowinistycznych, które gnębiły wszelką polskość. 

Ludność Mikulczyc odetchnęła jednak swobodniej. Młodzież uświadamiana na wiecach i pogadankach masowo wstępowała do polskich towarzyszeń. Zawodowych interesów robotników broniła Polska Rada Zakładowa, której przewodniczył Stanisław Gawlik. Działalność Rady przetrwała aż do 1933 roku.

Z niepokojem ale i z nadzieją ludność oczekiwała wyników plebiscytu. Wyniku głosowania była pewna. Ale czy Komisja Plebiscytowa wyda sprawiedliwy wyrok? Ostatnie wydarzenia nauczyły Ślązaków nieufności. I oto, mimo, iż niewiele mniej niż pół miliona osób oświadczyło się za Polską, tylko dwa powiaty; pszczyński i rybnicki oraz część katowickiego przyznano Polsce. Pod opieką Mieszanej Komisji baronowie węglowi poczuli się mocniej w siodle. Polskie ziemie miały nieodwołalnie przypaść Niemcom.

Ludność chwyciła za broń. Biegły w pracach ślusarskich majstrowałem z pomocnikami granaty ręczne z puszek od konserw i śrutu. Drugiego maja rano stanęły wszystkie kopalnie, większość hut, elektrownie i koleje. Było mi już o drugiej po południu wiadomo, że w nocy wybuchnie powstanie. 

W Mikulczycach zaroiło się od policji. Po południu młodzież zaczęła się schodzić w kilku publicznych lokalach, gdzie obchodzono zabawy weselne. O ósmej wieczorem mężczyźni wyszli za swoimi sekcyjnymi, zostały same kobiety. Tym razem poszło z Mikulczyc około czterystu ludzi. Ze stu dwudziestu utworzono kompanię szturmową, uzbrojoną w Orzechu. Po zdobyciu Świerklańca kompania wróciła do Mikulczyc, skąd następnego dnia ruszyła w pełnym rynsztunku na Pyskowice, Toszek i Strzelce, gdzie z czasem uformowała się linia frontowa pod Górą św. Anny. W Gogolinie, Wielkim Kamieniu i pod Górą św. Anny padło w bitwach 48 uczestników kampanii. 

W dniu wybuchu powstania przyjechał do Mikulczyc kurier z wiadomością od Trocera, że Zabrze potrzebuje pomocy. Otrzymałem rozkaz przeprowadzenia kompani z Górnik - z obejściem Mikulczyc - do Zabrza. Powstańcy, wyparci ze śródmieścia, ukryli się w cegielni, znajdującej się w miejscu, w którym obecnie stoją zabudowania Mostostalu. Sądząc, że to nieprzyjaciel okrąża ich od północy, powstańcy powitali odsiecz strzałami. Gdy po wymianie haseł wyjaśniło się nieporozumienie, powiększony oddział ruszył do kontrataku na Zabrze

W Starym Zabrzu, w szkole zamknęło się ponad stu policjantów. W oknach ustawili karabiny maszynowe. Trzy razy atakowali powstańcy tę placówkę, ponosząc straty. Dopiero pomoc górników z Zaborza i Sośnicy poprawiła położenie atakujących. Nad ranem Niemcy wywiesili białą chorągiew. Odstawiono ich do Bielszowic, punktu zbornego dla jeńców. Rankiem, oddział w którym walczyłem, oczyszczał teren pomiędzy kopalnią Concordia a kopalnią Ludwik, dokąd Niemcy podeszli z Biskupic. Była to policja. Powstańcy otrzymali pomoc z Rudy. Po krótkim oporze, widząc, że są otoczeni, Niemcy próbowali się ukryć. Powybierano ich z zarośli. Obydwie kopalnie zostały w tym dniu oswobodzone od wroga. W dwa tygodnie później powstańcy zajęli liceum w Zabrzu, znajdujące się obok filharmonii. Bronili się w nim jeszcze orgeszowcy i policja. 

Po tych akcjach otrzymałem rozkaz powrotu do Mikulczyc, gdzie już do końca, jako zbrojmistrz naprawiałem broń. Miasteczka strzegła straż powstańcza. Duch w szeregach był znakomity. Kompanie wyruszające na Strzelce i Pyskowice wyjeżdżały jak z koszar; pociągami, z muzyką. Wszędzie ludność witała ich entuzjastycznie. 

Po zlikwidowaniu III Powstania wojska koalicyjny ustanowiły dla utrzymania porządku straż gminną, w połowie z Polaków, w połowie z Niemców. Przyjmowano do niej byłych wojskowych. W Mikulczycach komendantem tej straży był Franciszek Gawlik. Straże gminne funkcjonowały aż do wytyczenia granic w 1922 roku.

_____________________________________________________________________
Kroniki Miasta Zabrza, 1971; przytoczone dosłownie, oryginalna pisownia